Ewa Miś

Rywalizacja

Amerykanizujemy się. Hasło rywalizacji stało się u nas modne w ostatnich latach. Rywalizacja obejmuje stopniowo rozmaite dziedziny życia. Stała się bodźcem wyrywającym niektórych ludzi z bierności, wzbudza bowiem swoistą agresję. Wyrazić ją można następującymi słowami: to nie Kowalski, lecz ja mam być w czymś, bądź pod jakimś względem, najlepszy! Nie dopuszczę do sytuacji, w której ktoś mnie przewyższy!
Hasło rywalizacji pobudza więc do działań. W tym zawiera się jego pozytywny sens, ale o wartości czynu decyduje motyw, dla którego jest on podejmowany. Chęć bycia pierwszym, pokonania innych, w tym nawet bliskich kolegów, trudno uznać za postawę szlachetną. Szczytne hasła braterstwa i powszechnej życzliwości zostają zawieszone przynajmniej na czas działań wywołanych rywalizacją.

Niepokoją mnie rzecznicy pomysłu, by wiązać edukację z nakłanianiem do współzawodnictwa. Według mnie, nieporozumieniem jest, aby X uczył się czegoś, poszerzał i pogłębiał swoją wiedzę, żeby mieć lepsze wyniki niż Y. Należy bowiem zgłębiać wiedzę dla niej samej, aby zaspakajać swoją ciekawość poznawczą oraz w bardziej właściwy sposób kierować własnym życiem. Jednostki wrażliwe nie mogą sobie poradzić z rywalizacją. Jedną z jej form jest zachęcanie do bicia rekordów w rozmaitych dziedzinach. Przybiera to nieraz postać zabawną, np. Księga Guinnessa świadczy o rozbudowanej wyobraźni tych, którzy osiągają sukces. Powstaje jednak pytanie: po co? Zwrócenie chwilowej uwagi na siebie, bywa opłacane nieproporcjonalnie dużym wysiłkiem, niszczącym nieraz zdrowie rekordzistów. Podobne zjawisko obserwuje się w dziedzinie sportu. Stosowane środki dopingujące, nawet gdy z punktu widzenia formalno-prawnego są dozwolone, często niszczą zdrowie. Poza negatywnymi skutkami dla zdrowia – rywalizacja niszczy nieraz harmonię życia rodzinnego. Znam małżeństwo, w którym on mając kilkunastoletnie dzieci, zdecydował się skończyć studia. Po jakimś czasie jego żona poczuła się kimś gorszym od niego. I nie z chęci zdobycia wiedzy, lecz w imię rywalizacji też podjęła zaoczne studia. Ich dom zamienił się w hotel, więzi rodzinne osłabły. Z braku czasu nie było domowych posiłków, nie zasiadano razem do stołu. Psychoterapeuta, do którego się udała nie był zdolny przekonać jej, że związek uczuciowy nie zależy od posiadania dyplomu. Więzi erotyczno-seksualnej nie wzmacnia się tą drogą.

Rozmaite konkursy też są formą rywalizacji. Wiadomo ponadto, że nie zawsze decydują o ich rozstrzygnięciu obiektywne oceny. Dlatego nieraz utalentowani przegrywają z mniej uzdolnionymi, bowiem za kulisami toczy się gra rozmaitych interesów, oczywiście pod pozorami bezstronnych rozstrzygnięć. Dla rywalizujących wynik tego procesu przynosi nieraz smak goryczy. Podobno za życia kompozytora Albeniza odbył się konkurs na najwłaściwszą interpretację jego utworu. W tej rywalizacji wziął udział incognito on sam. Jego interpretacji nie uznano za najlepszą. Nie wymaga to komentarzy. Niszczy zdrowie ciągłe współzawodnictwo. Wymaga ono koncentracji sił, wiąże się z napięciami nerwowymi, niepokojami, lękiem przed śmiesznością w razie przegranej. Z drugiej strony, dla niejednego spośród nas, wzięcie udziału w jakiejś konkurencji to sposób udowodnienia sobie, że nie jest się gorszym od innych. Rywalizowanie wnosi element ryzyka do naszego życia. Wyrywa z banalnej codzienności. Powstaje jednak pytanie: kto wybiera trafniejszą drogę? Bowiem ci, którzy nie konkurują, nie rywalizują, zachowują wewnętrzną harmonię. Żyją spokojniej i nie przeżywają gorzkiego smaku zawsze możliwej porażki. Każdy, kto rywalizuje, kiedyś musi przegrać. Wyrazistym przykładem takiego stanu rzeczy jest nasz skoczek Adam Małysz. Dopóki wygrywał, był wielbiony nie tylko przez kibiców. Teraz, gdy przegrywa, społeczeństwo przestaje się nim interesować. Smak zwycięstwa bywa krótkotrwały. Gdy zastanawiam się nad rywalizacją, nad pragnieniem, żeby być najlepszym, to nasuwa się refleksja. Otóż zamiast szukać u innych oceny swoich działań, o wiele zdrowiej jest stać się surowym sędzią samego siebie. Rozwijamy swój umysł i uczucia, podążajmy do celów, które sobie wyznaczamy i sprawdzajmy, czy siebie akceptujemy. Czy Kowalski jest lepszy od nas, to sprawa względnych ocen.
autor: prof. zw. dr hab. Maria Szyszkowska

Przeczytaj inne porady z tej kategorii

Grejpfrut pod lupą

Amerykańscy lekarze, przepisując pacjentom leki nasercowe lub kontrolujące ciśnienie krwi, a także obniżające poziom cholesterolu już od kilku lat przestrzegają chorych przed piciem soku grejpfrutowego ...

czytaj więcej

Brak pewności siebie

Czerw 25, 2014 Ciekawostki

Spotykamy w swoim życiu ludzi pewnych siebie, pozbawionych wątpliwości, przekonanych o słuszności własnych poglądów i działań. Trudno z takimi osobami dyskutować, bo z reguły nie ...

czytaj więcej